ilu Was tu było ? ;>

niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 4 !


Martwiłam się o Sonię, Kubę i o Daniela. Bardzo kochał swoją dziewczynę, a ja przez ostatnie dwa lata podkochiwałam się w Kubie, nawet byliśmy razem ale krótko; ale przyjaźniliśmy się.

Z pokoju, w którym leżała Sonia wyszła jej mama zapłakana, a zaraz za nią szli lekarze prowadzący łóżko z nieprzytomną dziewczyną.
- Gdzie oni ją zabierają ?! - Daniel podskoczył przerażony do pani Marii.
- Na sale operacyjną - odpowiedziała szeptem i poszła.
Daniel opadł bezsilnie na krzesełka. Po jego policzkach popłynęły łzy. Przysunęłam się bliżej niego.
Wiedziałam, że tylko ja wiem co on czuje. Byłam najbliższą mu osobą, która znała dość dobrze Sonię.
Moje przyjaciółki nie znały jej prawie wcale, przyjaciele Daniela też mało co z nią przebywali, bo tylko imprezy a tam się za bardzo nie mogli poznać.

Na szpitalnym korytarzu zrobił się szum. Lekarze i pielęgniarki biegali w kółko i szukali siebie nawzajem krzycząc " Dziewiętnastolatka ze zmiażdżonymi żebrami pilna operacja ! ". My siedzieliśmy przed jej salą i nie wiedzieliśmy co robić. Jej matka siedziała przy sali operacyjnej z pielęgniarką, a ojciec był w pokoju Kuby, która znajdował się niedaleko pokoju Sonii.
Siedząc wtulona w brata słyszałam jak jego serce bija coraz mocniej i szybciej. Położyłam ręce na jego klatce piersiowej
- Będzie dobrze, musi - wyszeptałam.
Korytarzowy szum ucichł. Słychać było tylko dźwięki respiratorów i innych urządzeń.
Wsłuchana w bicie serca brata ocierałam łzy. Po kilku chwilach podniosłam się i pokierowałam do pokoju Kuby. Weszłam i ujrzałam śpiącego chłopaka z obandażowaną głową i nogą w gipsie wokół którego wiło się mnóstwo kabelków.
- Kuba - westchnęłam bezgłośnie i podeszłam do łóżka. Stanęłam za jego ojcem ; chyba mnie nie zauważył, ale to było najmniej ważne.
Miałam już chwycić jego dłoń, ale rozległ się krzyk "TRACIMY JĄ !"
Wyskoczyłam z pokoju na korytarz. Daniela nie było na swoim miejscu, był wraz z panią Marią pod salą operacyjną. Szybkim krokiem podeszłam do nich.
- Co się dzieje ? - spytałam drżącym głosem
- Reanimują Sonię. - oznajmił cicho Daniel
Przed oczami momentalnie zrobiło mi się ciemno, ale na szczęście tylko na chwilę. Usiadłam na plastikowym krzesełku. Schowałam twarz w dłoniach i siedziałam, bezradnie siedziałam słysząc jak jedna z bliskich mi osób umiera. Ale jak głupia miałam nadzieje, że ją uratują.
- Mamy ją ! - usłyszałam po kilkunastu minutach - zamykamy !
Odetchnęłam z ulgą. Sonia żyje.
Za około 40 minut przewieźli ją do pokoju. Pani Maria poszła do lekarza, a Daniel poszedł pod pokój Sonii.

Siedziałam tam z nim jeszcze z godzinę i pojechałam do domu. Rodzice byli zdziwieni co robię w Polsce. Więc im wszystko wytłumaczyłam i poszłam spać.
Następnego dnia z samego rana znów pojechałam do szpitala. Chciałam zabrać z tamtą Daniela do domu, ale niestety nie udało mi się to.
Poszliśmy do szpitalnego bufetu. Zamówiliśmy po kawie i na oderwanie się od sytuacji zaczęliśmy rozmawiać o Atlancie, nowej szkole i tak dalej.
- Opowiadaj jak tam w Atlancie - zaczął temat Daniel.
- A no spoko . - uśmiechnęłam się lekko - Do szkoły mamy jakieś 500 metrów, a w bloku pod nami mieszka koleś z Polski i już się poznaliśmy dość dobrze.
- To fajnie , kiedyś cię będę musiał odwiedzić.
- Obowiązkowo !
Planowaliśmy przyjazd Daniela do USA ponad godzinę i poprawiłam mu tym humor, a przynajmniej takie miałam wrażenie, lecz niestety trzeba było wrócić na górę.
Zapłaciliśmy za kawę i pokierowaliśmy się do schodów. Weszliśmy na pierwszy schodek
- Wiesz co mam złe przeczucia - odparł brat dając kolejny krok.
- Spokojnie ! Nic się złego nie stanie - uśmiechnęłam się nie pewnie i szłam dalej.
Doszliśmy na trzecie piętro; poszliśmy pod pokój Sonii. Nikt pod nim nie siedział, coś było nie tak. Uchyliłam drzwi, żeby zajrzeć do środka. Łóżko było puste, a na stołeczku obok niego siedzieli zapłakani jej rodzice.
- Gdzie Sonia ?! - serce waliło mi jak młot. Na myśli miałam to najgorsze.
- Ona ona.. Nasza Sonia odeszła ! - wydusiła przez płacz matka.
- Jak to ?! - z oczu strumieniem popłynęły łzy. Wyszłam do brata.
- Blanka ! Nie mów, że ! - oczy Daniela się zaszkliły.
- Niestety - odparłam krótko. Przytuliłam brata i poszłam do Kuby.
Nadal był nieprzytomny.
Usiadłam obok niego na łóżku.
- Teraz zostałeś tylko ty - chwyciłam jego dłoń. - musisz wyzdrowieć, pomóc rodzicom i Danielowi. - łzy same cisnęły się do oczu. - musisz być silny ! - mówiłam do niego. On nie reagował. Siedziałam przy nim i zastanawiałam się czy mnie słyszy.

Kolejne trzy dni spędziłam trochę w domu trochę przy Kubie. Daniel zamknął się w pokoju i nie wpuszczał nikogo. Bałam się o niego. Biedak załamał się; nie dziwię się bardzo ją kochał - nadal ją kocha.
W dzień pogrzebu atmosfera w domu była nie zbyt przyjemna. Tata chodził zły bo musiał iść wcześniej do pracy, mama niezadowolona, bo też musiała iść do pracy, a chciała być na pogrzebie, Daniel wyszedł z pokoju dopiero gdy trzeba było jechać do kaplicy, a ja chodziłam i musiałam słuchać wszystkich skarg, żalów. A mnie nie miał kto wysłuchać.
Piętnaście minut przed 14.00, bo o tej trzeba było być w kaplicy, usadowiłam się w samochodzie brata.
Po odmówienia różańca w kaplicy, odbyło się przeniesienie ciała do kościoła gdzie odbyło się nabożeństwo żałobne. Z kościoła przeszliśmy na cmentarz gdzie było najwięcej płaczu. Gdy wpuszczali trumnę do grobu mało kto nie płakał. Wiele też jej koleżanek słabło, mnie też kręciło się trochę w głowie, ale wiedziałam, że muszę się trzymać dla Daniela. Na grobie Sonii złożono wiele kwiatów i zniczy.
Zostaliśmy zaproszeni na stypę, ale ja musiałam się pakować i szykować do odlotu, bo następnego dnia miałam powrót do Atlanty. Daniel też nie chciał zostać, nie miał siły.
Wyszliśmy z cmentarza i poszliśmy do samochodu.
- Patrz brat, a ty mówiłeś, że wizy nie dostane - zaśmiałam się sztucznie
- Oj tam nie przyszło mi na myśl coś takiego jak wiza uczniowska - oburzył się w żartach.
- No dobrze dobrze - pogłaskałam go po głowię.

Po powrocie do domu usiedliśmy w salonie i włączyliśmy jakiś film w TV i rozeszliśmy się do siebie. Spakowałam torbę i poszłam pod prysznic. W łazience siedziałam ponad 2 godziny. W tym czasie rodzice zdążyli wrócić z pracy.
Wyszłam i chciałam iść do pokoju.
- Blanka, zaczekaj - usłyszałam głos taty z kuchni.
- Tak ?! - poszłam do niego
- Siadaj z nami a nie przyjechałaś na tydzień i nic z nami nie porozmawiałaś - oznajmiła mama
- Oj bo ten wypadek i pogrzeb i Daniel .. no wiecie - tłumaczyłam
- No wiemy, ale teraz siadaj i opowiadaj co w wielkim świecie - zaśmiał się tata
Nie zwlekając usiadłam przy stole i zaczęłam opowiadać o szkole, mieście, Filipie i dziewczynach - co u nich i w ogóle. Trochę mi to zajęło, a jeszcze komentarze rodziców to już kompletna masakra.
Chciałam iść wcześniej spać, ale jak zawsze nic z tego.
Po wysłuchaniu opinii rodziców pożegnałam się z nimi i poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i ustawiłam budzik.
Leżałam dość długo, nie mogłam usnąć, przekręcałam się z boku na bok. W końcu ułożyłam się i zaczęłam powoli usypiać; Prawie już nie kontaktowałam i zadzwonił mój telefon.
- Tak ?! - odebrałam
- Blanka ? Mówi pani Maria - usłyszałam w słuchawce
- Tak coś się stało ? - pytałam prawie śpiąc
- Dzwonie, bo Kuba się obudził - oznajmiła z radością w głosie
- O jejku ! - zerwałam się z łóżka - zaraz będę w szpitalu ! - rozłączyłam się. Ubrałam pierwsze lepsze ubrania i wybiegłam z domu. Pobiegłam na przystanek, usiadłam na ławce i czekałam na autobus. Chłodne, nocne powietrze mnie rozbudziło. Gdy autobus podjechał wsiadłam, skasowałam bilet i zajęłam jedno z wolnych miejsc zaraz przy wyjściu. Przejechałam kilka ulic i wysiadłam kilkaset metrów od szpitala. Doszłam do niego szybkim krokiem.
Weszłam do środka. Pokierowałam się prosto do schodów, ale usłyszałam głos z recepcji
- Przepraszam ! Dokąd się pani wybiera ?
- Dobry wieczór - przywitałam się grzecznie - przepraszam bardzo wiem, ze jest nie odpowiednia pora ,ale mój kolega się właśnie wybudził ze śpiączki i chciałam się jeszcze z nim zobaczyć.
- Przykro mi ale to jest nie możliwe
- No proszę panią ! To zajmie 15 góra 20 minut, bardzo proszę, bo rano wylatuje do Stanów i nie wiem kiedy teraz się z nim zobaczę .
- Nie mogę przepraszam ! - oznajmiła sucho
- Błagam choć na chwilę - prosiłam dalej
- Dobrze ,ale 15 minut i wychodzisz
- Dziękuję - uśmiechnęłam się szeroko i wbiegłam na górę.

- Kuba ! - Krzyknęłam wchodząc do sali
- Blanka ! - odpowiedział wyciągając do mnie rękę
- Martwiłam się o ciebie wariacie - cmoknęłam go w policzek
- Wiem - uśmiechnął się - opowiedzieli mi jak siedziałaś tu z Danielem, a właśnie a pro po niego jak on się trzyma
- Teraz już lepiej .. ale no ciężko a ty ?
- Weź masakra lecz muszę się trzymać, bo rodzice.
- No tak .. słuchaj mam prośbę, bo ja już jutro wracam do Atlanty i mógł byś się zająć Danielem jak wyzdrowiejesz ?
- Jasne nie ma problemu - uśmiechnął się.
Rozmawialiśmy trochę o Sonii, bo widziałam, ze komuś musi się wyżalić. Chciałam go pocieszyć i wysłuchać ale przyszła tamta recepcjonistka i niestety musiałam iść.


_________________________________


Dziękuję, za dawanie opinii : ** widzę, że wam trzeba po prostu grozić, żebyście zaczęli działać .; d 
Więc teraz też proszę o opinie nawet jeszcze więcej i żeby się pojawiało komentarzy też ; ]]